Nie chodzi tylko o kupowanie kotów rzekomo rasowych, ale o kupowanie jakichkolwiek futrzaków. Tak tak, są tacy, co rozmnażają zwykłe dachowce, by je potem sprzedawać. Na bazarach, w internecie, czy gdzie tam jeszcze. Liczą na łatwy zarobek. Kosztem zwierzaków oczywiście.
Handlarze ci całkowicie nie dbają o dobro futrzaków. Dla nich to wyłącznie towar, który trzeba opchnąć po jak najlepszej cenie. Jak wiadomo, zarobek jest tym większy, im mniej się włożyło kasy w utrzymanie zwierzęta. Nie zawracają sobie więc głowy tym, by karmić kocięta dobrą karmę, wozić je na badania do weta i je szczepić. I kosztowne to, i za dużo z tym zachodu. Oczywiście starają się też jak najszybciej pozbyć maluchów, więc odbierają je od matki, jak tylko zaczynają samodzielnie jeść. A jeśli futrzak szybko się nie sprzeda, pozbywają się go.
Kupując kocięta od zwykłych handlarzy, a nie od prawdziwych hodowców, popieramy ten proceder. Ba, stajemy się współwinni cierpień, jakich doznają zwierzęta! Przecież podaż kształtuje popyt! Czyli dopóty, dopóki będą istnieć kupujący, będą istnieli sprzedawcy. To bardzo prosta zależność. I praktycznie jedyny sposób walki z tymi handlarzami żywym towarem: jeśli przestaniemy od nich kupować, nie będą mieli racji bytu!
Zdjęcie: Fotolia.com
Racja! Popieram. Podobnie jest z pseudo-hodowlami słodkich szczeniaczków, które potem z kokardkami uwiązanymi na szyjach wypycha się na bazar, by opchnąć za 100 czy 200 PLN. A jak się nie znajdzie nabywca, bo szczeniaczek zachoruje, okaże się za mało pocieszny, czy z innego wydumanego powodu, to się go zatrzyma, by utuczyć na... psi smalec. Kocie futerko, rzekomo leczące reumatyzm.
OdpowiedzUsuńJakie to nieludzkie!
Dziękuję, że Pan o tym pisze, może do kogoś trafi dzięki temu, że zarówno kupowanie zwierzęcia z niepewnego źródła, jak robienie komuś niespodziewanego prezentu z kociaka/szczenięcia, to raczej marny pomysł.
nie rozumiem jaki jest sens kupować dachowca skoro schroniska pękają w szwach, a pocztą pantoflową bardzo łatwo trafić na znajomego znajomej, któremu się okociło, ma problem i odda z pocałowaniem ręki, albo na kocią mamę, której ciągle ktoś podrzuca sierotki.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą w ogłoszeniach lokalnych przy okazji adopcji zwierząt często pojawia się informacja "oddam" a zaraz potem, że trzeba zapłacić za koszty utrzymania... 500 zł. Nie jestem pewna czy to normalna sprawa? Wielu ludzi ma tyle kasy na przeżycie kilku tygodni. Czy kot ssący matczyne mleko naprawdę generuje takie koszty? Odnoszę wrażenie, że to właśnie zakamuflowany handel, ale może się mylę?
Pozdrawiam!